Zabawne, że pomimo różnic kulturowych, pewne mechanizmy działań lewactwa są dokładnie takie same – niezależnie od szerokości geograficznej. Im lepiej wiedzie się tzw. ludziom pracy (w domyśle: nisko opłacanym, bo ci lepiej sytuowani to jakiś, panie, podejrzany element), tym głośniej lewica wrzeszczy o wyzysku i domaga się troski o proletariat. To że obiekt zainteresowania ma w dupie taką troskę i wcale nie chce być ofiarami przemian tylko woli dołączyć do zamożnych, to już nikogo zdaje się za bardzo nie obchodzić.
Inny przykład? Czarni w USA: im więcej rząd federalny ładuje pieniędzy w programy pomocowe dla murzynów, tym bardziej działacze czarnych organizacji protestują przeciwko rasizmowi. Wprawdzie raz na jakiś czas zdarzy się głos rozsądku w rodzaju Loisa Farrakhana, ale w zestawieniu z większością aktywistów, szef Narodu Islamu to wyjątek.
No i oczywiście mniejszość uniwersalnie uciskana, czyli geje. Z jednej strony chcą, by ich widziano (a to raczej implikuje patrzenie, chyba że ktoś przedawkował “Małego Księcia”):
z drugiej – podnoszą straszny raban, kiedy jakiś wieprz opisuje swoje fantazje. To w końcu są ludźmi takimi jak wszyscy (więc po co im specjalne festiwale “różowego” kina):
czy jednak są inni – i trzeba po prostu przyjąć ich odmienność do wiadomości? Nie wiem, jak tę sprzeczność rozstrzygnąć i chyba mało obchodzi w takich sprawach logika.
Jak by jednak nie było, odmienni czy tacy sami, różowi działacze – jak na lewaków przystało – są bardzo skuteczni w wyciąganiu na działalność dotacji i promowaniu swoich idei za kasę podatników. Na gruncie ojczyzny tolerancjuszy Holandii, pięknym przykładem jest COC: organizacja powołana do obrony praw LGBT (lesbijki, geje, biseksualiści i osoby międzypłciowe – nie wiem jak lepiej przełożyć “transgender”).
Promują, pokazują, zachęcają – i co? I cały pogrzeb na nic. W północnej Holandii, która – jak dowodzą każde kolejne wybory – jest matecznikiem lewicy, socjaldemokracji i całej reszty tego postępowego tałatajstwa – połowa ankietowanej młodzieży uważa, że z homoseksualizmem jest coś nie tak (w myśl zasady “Węgrzyny wszystkich krajów, łączcie się”, opinie są bardziej spolaryzowane na temat gejów niż lesbijek).
A jakie wnioski wyciągają z tak spektakularnych dowodów na klęskę swoich metod towarzysze homosie? Oczywiście uznają to za dowód, że problem homofobii jest bardzo poważny i konieczne są dalsze nakłady na prewencję (w tłumaczeniu na polski: schylaj się po mydło, podatniku). Coś jak z pełnomocnikami do spraw walki z bezrobociem czy dyskryminacją: muszą walczyć ze złem, przeciw któremu zostali powołani (żeby się wykazać i uzasadnić pensje) ale bez przesady, bo jeśli im się uda, przestaną być potrzebni. Wot paradoks: miarą twojego sukcesu jest to, że przestajesz być potrzebny.
Na różowych nie pomaga zdrowy rozsądek, tłumaczenie – może nadchodząca wielkimi krokami druga fala obecnego kryzysu zmiecie takich naciągaczy, bo po prostu nikogo nie będzie stać na głupoty? Ech, marzenie ściętej głowy…
Tags: Holandia, homoseksualizm, postęp, tolerancja
Leave a Reply